30 września 2024
Jak wiecie, ostatnio trafiło do mnie trochę małych kocich dzieci. Wszystkie maleństwa, które udało się dzięki Wam uratować, bardzo się ze sobą zżyły i za ich sprawą powstało u mnie małe kocie przedszkole 😂
Malinka, Beza i Okruszek, bo to o nich mowa, stały się praktycznie nierozłączne. Maluchy razem jedzą, bawią się i śpią❤️ Zawsze cieszę się gdy do mojego domu trafia nowy kociak i widzę jak cała reszta serdecznie go przyjmuje i na swój sposób zaczyna się nim opiekować.
Czasem mam wrażenie, że kotki pamiętają, że same niedawno jeszcze były w takiej sytuacji i potrafią współczuć nowemu koledze ❤️🐱
Ewa
24 września 2024
Kochani, jestem Wam wdzięczna. Dzięki Wam Okruszek trafi pod opiekę lekarza i dostanie szansę na nowe życie.
Nadal się o niego martwię, to jeszcze takie maleństwo… Na pewno wciąż cierpi po rozłące z mamą. Wiem jednak, że kociak trafia w dobre ręce i Wasze wsparcie nie pójdzie na marne. Mam nadzieje, że wszystko już będzie dobrze.
Jeszcze raz dziękuję.
Ewa
Maleńki kocurek, który dopiero co otworzył oczka, leży na żwirowej dróżce między dwoma magazynami. Próbuje wstawać, kręci łebkiem chcąc wyczuć w pobliżu mamę. Ale nie umie jeszcze dobrze chodzić, więc tylko unosi się odrobinę a potem bezradnie przewraca. Pomiaukuje z rozpaczą, wołając mamę.
Ale mama nie przychodzi. Gdzie znikła? Przecież zawsze była tuż obok. Okruszek zawsze mógł czuć jej ciepło i zapach. Mógł słyszeć, jak mama mruczy, kiedy pił jej mleko. A jeśli mama na chwilę się oddaliła, wtedy wystarczyło, że miauknął i od razu była przy nim. Mama była całym światem maleńkiego Okruszka.
Ale teraz wszystko, co Okruszek znał, znikło. Cały jego świat. Nie ma mamy, nie ma ciepła, nie ma mleka. Za to jest strach, bezradność i samotność. I zbliżająca się już śmierć.
Łzy stają mi w oczach, ale to są łzy gniewu. Ktoś musiał odebrać Okruszka mamie i wyrzucić tu na pewną śmierć. Bardzo chciałabym wiedzieć, kim jest ten pozbawiony sumienia zwyrodnialec. Ale chyba nigdy się nie dowiem.
Podnoszę Okruszka i czuję, jak bardzo jest już wyziębiony. Przytulam go i idę z nim prosto do kliniki. I myślę sobie, jakie to szczęście, że wybrałam tą waśnie drogę z pracy do domu – na skróty, między magazynami. Gdyby nie to, Okruszek do rana już by nie żył.
W klinice przyjęli i zbadali Okruszka. Pobrali mu krew. Doktor przypuszcza, że kocurek był sam już od wielu godzin. Mówi, że Okruszek musi mieć wielką wolę życia, bo wiele kociąt na jego miejscu już by nie żyło.
Ale niestety przez wychłodzenie Okruszek ma już infekcję w drogach oddechowych. Dorosły kot poradziłby sobie z tym bez problemu. Ale dla maleńkiego organizmu Okruszka może taka infekcja może być zabójcza.
Na ogonku Okruszka są świeże strupy, spomiędzy nich widać krew. Normalnie mama lizałaby nieustannie ogonek i nie dopuściła do rozwoju zakażenia. Ale mamy nie ma, więc doktor oczyścił ranę, odkaził i założył opatrunek. Powiedział, że codziennie muszę przychodzić na zmianę opatrunku i kontrolę stanu rany. I że to bardzo ważne, bo jeśli wda się zakażenie, organizm Okruszka sobie z nią nie poradzi i maluszek umrze.
Dwa razy dziennie Okruszek ma mieć w klinice nebulizację z wziewnymi lekami na infekcję dróg oddechowych. Doktor nie chce podawać antybiotyku dożylnie, bo kocurek jest za maleńki.
Zabrałam Okruszka do domu. Karmię go z butelki co dwie godziny, podając specjalną mieszankę dla kociąt. Okruszek musi być cały czas ogrzewany, bo w tym wieku kocięta nie regulują jeszcze temperatury ciała samodzielnie. Dlatego w posłanku, które mu zrobiłam, ma owiniętą w kocyk butelkę z ciepłą wodą. Może się do niej przytulać jak do mamy. Musiał być bardzo wymęczony i słaby, bo teraz mocno śpi. A ja zastanawiam się, skąd wezmę pieniądze na jutrzejszą wizytę w klinice i na kolejne. Bo bez tego leczenia Okruszek nie przeżyje.
Jeśli to czytasz, bardzo Cię proszę o pomoc. Niewiele osób pomaga teraz zwierzętom, wszyscy skupili się na pomocy ofiarom powodzi. A to przecież nie jest wina Okruszka, że potrzebuje pomocy właśnie teraz…