Betty to jest maleńka koteczka, którą znalazłam zupełnie samą, słabiutką i bez mamy. Leżała w krzakach i na początku myślałam, że nie żyje. Ale kiedy podeszłam blisko, zauważyła mnie i zaczęła rozpaczliwie miauczeć, jakby prosząc o pomoc. Oczka Betty były pokryte zaschniętą ropą i ogólnie koteczka wyglądała dosyć słabo. Szukałam jej mamy, ale nigdzie w pobliżu nie było ani jej ani innych kotów.
Wzięłam Betty i od razu poszłam do kliniki. Lekarze nie chcieli mnie przyjąć, bo nie miałam umówionej wizyty. Ale nie odpuszczałam, więc w końcu chyba chcieli się mnie pozbyć bo ostatecznie zajęli się Betty.
Zbadali ją, dali krople do oczu i antybiotyk. I ocenili jej ogólny stan na dość dobry. Po wygrzaniu się i najedzeniu Betty odzyskała siły i nawet zaczęła się bawić i psocić, jak to kociak 🙂