4 listopada 2024
Kochani! Lucuś razem z Muffinkiem przeszli wczoraj zabieg kastracji! Kotki były bardzo dzielne i całą procedurę zniosły bez płaczu i krzyków😊
Przy okazji, ze względów higienicznych lekarze zdecydowali, że potrzebne jest zaszycie oczka Lucka. Przez kilka najbliższych dni kociak będzie dostawał leki przeciwbólowe i antybiotyk, aby oszczędzić mu dodatkowego cierpienia.
Ewa
Aktualizacja 17.05.2024
Kochani stan Lucusia zaczął się poprawiać. Oczko znacznie mniej ropieje. Wczoraj doktor mogła już dokładnie je obejrzeć. Niestety Lucuś widzi tylko zdrowym okiem. Prawdopodobnie urodził się już z wadą. Chore oczko nie wykształtowało się prawidłowo. Jeśli stan zapalny nie powróci, nie będzie konieczności usunięcia.
Skóra Lucusia też wygląda dużo lepiej. Koteczek przestał się drapać. Rany ładnie się goją.
To dzięki Wam Lucuś wraca do zdrowia, jesteście wspaniali !
Z całego serca dziękuję wszystkim raz jeszcze !
Ewa
Aktualizacja 13.05.2024
Kochani, z całego serca dziękujemy za pomoc Lucusiowi, bez Was nie byłabym w stanie zapewnić leczenia kocurkowi.
Będę Was na bieżąco informować o stanie zdrowia Lucusia.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję.
Ewa
Aktualizacja 11.05.2024
Swoim żałosnym wyglądem Lucuś odstrasza przechodniów. Ludzie omijają go z obrzydzeniem, odwracając wzrok. Jedno oko tego małego koteczka wygląda przerażająco. W ogóle nie wiem, czy tam jest jeszcze oko, bo spomiędzy powiek, spod których cieknie ropa, widać tylko czerwony, spuchnięty pasek ciała. Ropa zalewa dużą część pyszczka Lucusia a jego drobne ciałko pokryte jest grubymi, starymi strupami, spomiędzy których miejscami sączy się krew.
Lucuś nawet nie woła o pomoc. Siedzi cichutko przy śmietniku, bo tam może przynajmniej schronić się przed deszczem i przeganiającymi go ludźmi, a czasem nawet znaleźć coś do jedzenia.
pozostały czas na zebranie pieniędzy:
kwota do zebrania:
0 zł
JEGO HISTORIA
Swoim żałosnym wyglądem Lucuś odstrasza przechodniów. Ludzie omijają go z obrzydzeniem, odwracając wzrok. Jedno oko tego małego koteczka wygląda przerażająco. W ogóle nie wiem, czy tam jest jeszcze oko, bo spomiędzy powiek, spod których cieknie ropa, widać tylko czerwony, spuchnięty pasek ciała. Ropa zalewa dużą część pyszczka Lucusia a jego drobne ciałko pokryte jest grubymi, starymi strupami, spomiędzy których miejscami sączy się krew.
Lucuś nawet nie woła o pomoc. Siedzi cichutko przy śmietniku, bo tam może przynajmniej schronić się przed deszczem i przeganiającymi go ludźmi, a czasem nawet znaleźć coś do jedzenia.
Mnie też przeraził wygląd Lucusia. Nie wiem, co mu jest, ale wygląda to strasznie. Muszę mu pomóc, bo jeśli tego nie zrobię, lada dzień dołączy do tych dziesiątek bezimiennych kociąt, które umierają na ulicach w śmietnikach od chorób i z głodu. I Lucuś odejdzie cierpiąc. Będzie myślał, że to, czego doświadczył, czyli ból, głód, strach i samotność, to właśnie jest życie. Że tak po prostu wygląda świat. Bo innego życia i innego świata Lucuś nigdy nie poznał, więc nawet nie umie go sobie wyobrazić.
Biorę Lucusia na ręce, choć mnie też przeraża i obrzydza jego wygląd, i idę z nim prosto do kliniki. Wiem, że bez pieniędzy nie będą leczyć Lucusia, ale może chociaż udzielą mu pierwszej pomocy.
Lekarz zgodził się wstępnie zbadać Lucusia, żeby przynajmniej było wiadomo, co mu jest. Powiedział mi, że to ostatni moment, jeśli chcę go uratować. Niemal cała skóra Lucusia jest zaatakowana przez świerzb. Straszne, nieustające swędzenie sprawia, że kotek bez przerwy się drapie i stąd krwawiące strupy. Oko koteczka zaatakował harpowirus, a przez ciągłe drapanie do oka dostały się bakterie. Lucuś ma wysoką gorączkę, a jego organizm jest bardzo osłabiony zakażeniem bakteryjnym. Do tego wszystkiego jeszcze biegunka…
Doktor powiedział, że w tym stanie, jeśli nie podejmiemy szybko leczenia, maluch przeżyje maksymalnie 2-3 dni. Jeśli zaczniemy Lucusia ileczyć, jest szansa że wyzrdowieje, a może nawet uda się ocalić jego oczko.
Lucuś musi codziennie być w klinice, żeby lekarz podał mu antybiotyk i nawadniającą kroplówkę. Poza tym w klinice muszą codziennie oczyszczać oko z ropy i do niego również podawać miejscowo antybiotyk. A kiedy tylko ustabilizuje się stan Lucusia na tyle, że nie będzie zagrożenia życia, trzeba pilnie zająć się pokrytą świerzbem skórą Lucusia.
Ale tego wszystkiego nie da się zrobić bez pieniędzy.
Kochani, pomóżcie Lucusiowi. W tej chwili zabrałam go do domu i staram się przynajmniej trochę ulżyć mu w cierpieniu. Robię mu zimne okłady na skórę, przemywam oczko. Ale to nie uratuje Lucusia, jeśli na czas nie zbierzemy pieniędzy I nie rozpoczniemy pełnego, intensywnego leczenia. Dlatego Lucuś może liczyć tylko na Was, na Waszą pomoc.
Ale jeśli się uda, być może po raz pierwszy w życiu Lucuś poczuje, że może istnieć życie bez cierpienia.